wtorek, 25 sierpnia 2015

Rozdział V

Zanim się obejrzeliśmy była noc. Znaleźliśmy już sześć kartek, przez co zaczęły się dziać dziwne rzeczy. W pewnym momencie doszliśmy do jakiegoś starego, zniszczonego budynku. Okna były powybijane, tynk schodził ze ścian ukazując nagie cegły. Mury porastał mech i pnącza winobluszczu w pięknym, czerwonym kolorze. Przed budynkiem był ogród, który kiedyś pewnie wyglądał pięknie, ale teraz był zarośnięty chwastami. Był ogrodzony płotem, którego w sumie teraz nie było prawie widać. W środku był mały stawik, obok którego stała spróchniała ławka. Kilka metrów od niej stał brudny, zarośnięty fortepian. Po drugiej stronie ścieżki prowadzącej do budynku była studnia, której oczywiście rośliny także nie oszczędziły. Mimo, iż to miejsce przyprawiało o dreszcze, miało niepowtarzalny klimat. Było niezwykle tajemnicze i aż prosiło się o eksplorację.

-Wchodzimy…? - spytałam, niepewnie spoglądając na Tomka. On odpowiedział skinieniem i zrobił krok do przodu. Głośno przełknęłam ślinę i złapałam go za rękę. Bałam się.
W środku budynek nie wyglądał na aż tak zniszczony jak z zewnątrz. Można by nawet rzec, że było tam całkiem przytulnie, pomijając pajęczyny i brak oświetlenia. Wyglądąło na to, że kiedyś ktoś tu mieszkał. Ściany były pomalowane na pastelowe kolory, a podłogi z ciemnego drewna trzeszczały pod wpływem naszych kroków. Sufit był bardzo wysoko, farba od niego odpadała. O dziwo meble nie były zakurzone, co mnie niepokoiło. W szafkach w kuchni znaleźliśmy różne konfitury, które nadal nadawały się do zjedzenia, więc ponaglani przez nasze puste żołądki zaczęliśmy je jeść. Były naprawdę smaczne, zastanawiałam się kto mógł je zrobić.
Kiedy byliśmy najedzeni, zdecydowaliśmy się rozdzielić i przeszukać budynek. Zdecydowałam, że nawet gdybym była razem z nimi, to i tak może mi się coś stać, jeżeli nie zadbam sama o siebie. Przestałam się bać, twierdząc, że co ma się stać to i tak się stanie. Przeznaczenia się nie oszuka.
-Ej! Kartka! - usłyszałam nagle głos Patryka. Poszłam w jego kierunku, po drodze znajdując jeszcze jedną. Szczerząc się pokazałam chłopakom ósmą, ostatnią kartkę.
-No, to co teraz? Znaleźliśmy wszystkie twoje kartki! Łyso ci?! - zaczął krzyczeć szatyn. Tomek spojrzał na mnie porozumiewawczo, a Patryk jeszcze głośniej wrzeszczał. Na jego twarzy widniał szaleńczy uśmiech.
Nagle usłyszałam piękną muzykę. Grę na fortepianie. Tomek zmarszczył brwi i powiedział:
-Co się dzieje…?
Zaczął iść w kierunku wyjścia. Muzyka była hipnotyzująca, nie mogłam się powstrzymać, żeby też wyjść na zewnątrz. Patryk oczywiście po napadzie podniecenia poszedł za nami.
Na zewnątrz nie było nikogo. Instrument zdawał się grać sam, co mnie wielce zaskoczyło. Podeszłam do niego, z bliska wyglądało to naprawdę pięknie. Poczułam się tak beztrosko, bezpiecznie. Usiadłam przy fortepianie i przyglądałam się z uśmiechem na ustach jak klawisze same się poruszają. Siedziałam tak kilka minut, ale nagle muzyka zmieniła się w tak przerażającą, że odskoczyłam od instrumentu w sekundę. Podeszłam do chłopaków, którzy najwyraźniej też byli zdziwieni tą raptowną zmianą.
-Wróćmy do środka. Robi się zimno, poza tym lepiej się gdzieś schronić… - powiedział Tomek, który nadal był zafascynowany samogrającym fortepianem. Kiedy byliśmy już w środku poczułam dziwny niepokój. Patryk, który szedł z tyłu, zamknął drzwi, a ja popchnięta kobiecą intuicją podeszłam do nich i nacisnęłam klamkę. Drzwi ani drgnęły.
-Co ty zrobiłeś?! - krzyknęłam na Patryka - Przez ciebie jesteśmy tu uwięzieni!
Tomek spojrzał na szatyna karcąco, po czym podszedł do drzwi i spróbował je otworzyć. Kiedy okazało się, że faktycznie są zamknięte, spróbował je wyważyć. Kilka razy w nie uderzył, ale stare drewno było niebywale wytrzymałe. Nagle w głębi domu coś się zatłukło. Spojrzałam na okna, które były przecież powybijane, jednak okazało się, że są całe. Tomek w panice zaczął szukać czegoś, czym mógłby je wybić, ale pomieszczenie było prawie puste.
-Boże, może to tylko jakieś halucynajce, może tu nie ma okien tylko nam się wydaje, że są. - powiedział Patryk, próbując ‘’przeniknąć’’ ręką przez szybę. Wyglądało to komicznie, więc pomimo strachu parsknęłam śmiechem.
Podłoga w innym pomieszczeniu zaczęła skrzypieć jakby ktoś powoli po niej szedł. Przełknęłam ślinę, przypominając sobie, że miałam się już nie bać. Ten KTOŚ był już coraz bliżej, kiedy nagle skrzypienie ustało. Poczułam dziwny zapach, przez który zachciało mi się spać. Oparłam się o ścianę i powoli osunęłam się na ziemię.

     *  *  *

Obudziłam się w ciemnym pomieszczeniu, byłam związana. Zanim moje oczy przyzwyczaiły się do ciemności, minęło trochę czasu. Słyszałam tylko miarowe oddychanie trzech innych osób. Przede mną leżała jedna z nich i po zapachu dezodorantu poznałam, że to Tomek. Usłyszałam za mną jęknięcie. Patryk. Czyli jesteśmy tu wszyscy. Ale kto jest trzecią osobą…? pomyślałam.
Kiedy byłam w stanie cokolwiek widzieć, uświadomiłam sobie, że ten ktoś jest metr od nas. Przez to, że miałam związane ręce, trudno było mi się obrócić, ale jakoś dałam radę. Spojrzałam przed siebie i go zobaczyłam.
Na przeciwko mnie stała postać w garniturze, mająca około trzech metrów wzrostu. Nie miała twarzy, co przyprawiało o dreszcze. Slenderman. Zdawał się mi przyglądać z niebywałym zaciekawieniem.
-Czego od nas chcesz? - spytałam. Coś sprawiało, że się go nie bałam, chociaż mały niepokój we mnie istniał. Demon nadal stał, wyglądał na rozbawionego. Spodziewałam się, że będzie nas torturował albo coś w tym stylu, a on tylko nas związał.
Byłam na tyle wygimnastykowana, że bez problemu przełożyłam ręce zza pleców do przodu i rozwiązałam węzeł zębami. Potem zajęłam się liną na nogach i przysunęłam się w stronę Patryka. Wyjęłam z jego kieszeni kartki i rzuciłam nimi w stronę Slendera.
-Proszę. Całe osiem kartek. Szczerze mówiąc spodziewałam się, że będzie trudniej je znaleźć. A ty nie pojawiłeś się nawet raz, żeby nam w tym przeszkodzić.
-Tak było zabawniej. - usłyszałam głęboki, męski głos. Zdziwiłam się, w końcu nie miał ust, więc jak mówił? 
-Jak to ‘’zabawniej’’? - spytałam prowokując go do dalszego mówienia. Byłam pod wrażeniem, barwa jego głosu była tak przyjemna, że chciałam go dalej słuchać. Nie da się jej nawet opisać słowami. 
-Przyglądałem się wam tylko. Zawsze pokazywałem się ofiarom w trakcie szukania kartek, więc często same umierały ze strachu. Chciałem poczekać, aż znajdziecie wszystkie kartki i będziecie mieć nadzieję, że puszczę was wolno. No i… Niespodzianka! - powiedział.
Super. Rozmawiam z demonem jakby był moim starym znajomym. myślałam. 
Uśmiechnęłam się pod nosem. Jego słowa brzmiały groteskowo. Zaczęłam rozwiązywać Patryka i Tomka, a Slender ze zdziwieniem obserwował moje poczynania.
-Nie boisz się mnie? - spytał.
-Nie. 
-Dlaczego?
-Bo nie. Jesteś w sumie nawet zabawny. No i fascynujący. Jak to jest nie mieć twarzy? - spytałam, mając niezwykły ubaw z tej rozmowy. Slender nic nie odpowiedział, co mnie zaskoczyło. Nie myślałam, że demon może mieć uczucia.
-Czuły punkt? - spojrzałam na niego, szczerząc się. On podszedł do mnie, złapał za ramiona swoimi długimi, kościstymi dłońmi i bez trudu podniósł. Odstawił mnie dwa metry dalej. Zanim zdążyłam zareagować, ukazał swoje ‘’macki’’ i przebił chłopaków na wylot. Krew trysnęła na jasnozielone ściany, a chłopcy zawisnęli bezwładnie. Rzucił ich w kąt. 
Stałam z szeroko otwartymi oczami i ustami, a on odwrócił głowę w moją stronę i przechylił ją na bok.
-Myślisz, że z kim rozmawiasz? Nie lekceważ mnie, dziewczynko. To, że cię jeszcze nie zabiłem, to tylko i wyłącznie mój kaprys. 
Poczułam, że coś dziwnego dzieje się w mojej głowie. Z jednej strony byłam przerażona, bo w ciągu sekundy załatwił Tomka i Patryka, ale równocześnie chciało mi się śmiać. Podeszłam do niego i śmiertelnie poważnym głosem powiedziałam ‘’A ty nie lekceważ mnie. To, że jeszcze nie użyłam wody święconej, którą mam w słoiczku w torebce, to tylko i wyłącznie mój kaprys.’’. Slenderman odsunął się jak najdalej ode mnie, a ja wybuchłam śmiechem. Nie mogłam się opanować przez kolejne kilka minut, a on stał z boku i pewnie zastanawiał się czemu jeszcze nic mi nie zrobił. 
-Skoro się nie boisz, to pozwolę ci żyć, ale tylko pod jednym warunkiem. - odezwał się w końcu.
-Jakim? - spytałam patrząc na niego z zainteresowaniem.
-Będziesz dla mnie pracowała.

   *  *  *

Yo! :D
Przepraszam, że kolejny rozdział dopiero dzisiaj, ale wczoraj napisałam tylko ⅓. Dzisiaj naszła mnie wena, więc wydaje mi się, że jest trochę dłuższy niż poprzednie. Tradycyjnie mam nadzieję, że się spodoba i zapraszam do komentowania i obserwowania mojego bloga.
Pozdrawiam, Rin.

1 komentarz:

  1. Nominuję Cię do LBA. Szczegóły: http://przygodyashley.blogspot.com/2015/08/lba-liebster-blog-award-zapowiedz.html

    OdpowiedzUsuń