Stałam przez chwilę z szeroko otwartymi oczami. Adam odwrócił się, żeby zobaczyć to, co wprawiło mnie w takie osłupienie. To samo zrobiła reszta. Patryk roześmiał się histerycznym śmiechem, który po chwili brzmiał jak łkanie. On jest niezrównoważony… pomyślałam.
-Co do…? - powiedział Tomek. Patryk natychmiast przestał się śmiać i śmiertelnie poważnym głosem zaczął mówić:
-Możliwe, że w pewnym momencie przez COŚ lub KOGOŚ straciliśmy przytomność. Nieświadomie tu przyszliśmy, bo TO nam kazało.
-Możliwe, że w pewnym momencie przez COŚ lub KOGOŚ straciliśmy przytomność. Nieświadomie tu przyszliśmy, bo TO nam kazało.
-Czyli jakby… zahipnotyzowało nas? - spytałam, na co on odpowiedział skinieniem głowy.
-Jest też jakieś tam prawdopodobieństwo, że zostaliśmy przeniesieni w inny wymiar, ale myślę, że raczej to pierwsze jest bardziej możliwe. W każdym razie, nie możemy się rozdzielać.
Nagle rozległ się stłumiony, kobiecy wrzask za naszymi plecami. Trwał kilka sekund, po czym nastała głucha cisza. Zaczęłam liczyć sylwetki, które w ciemności trudno było rozpoznać. Powinno nas być pięcioro… Raz… dwa… trzy… no i ja…
-Gdzie jest Kinga?! - wrzasnęłam.
Wszystkie postaci miały krótkie włosy, w dodatku było nas tylko czworo.
Wszystkie postaci miały krótkie włosy, w dodatku było nas tylko czworo.
-Jak zwykle same problemy… Poszukajmy jej. - zarządził Tomek.
-Ja bym proponował się stąd nie ruszać… To COŚ tylko czeka aż wejdziemy wgłąb lasu i się zgubimy.
-Jesteśmy w środku lasu, geniuszu. Jesteśmy zgubieni, a jeżeli masz rację, to TO nas już obserwuje. Jedno z nas już sobie wzięło… Więc idziemy, jak chcesz to tu zostań, ale reszta jest chętna do szukania jej. Więc tak czy tak będziesz w niebezpieczeństwie, w dodatku się rozdzielimy. Tak że… idziesz, czy zostawić cię na pastwę losu?
-Daj mu spokój… - powiedziałam, patrząc na niego znaczącym wzrokiem. Tomek przewrócił tylko oczami i zrobił kilka kroków stronę, gdzie słyszeliśmy krzyk, po czym zatrzymał się i machnął przywołująco ręką. Spojrzałam na Adama, który złapał mnie za rękę.
-Idziemy… Nie puszczaj mnie… Nie daruję sobie, jeśli coś ci się stanie… - szepnął. Po moich plecach przebiegł dreszcz. Poszliśmy za Tomkiem.
-Idziemy… Nie puszczaj mnie… Nie daruję sobie, jeśli coś ci się stanie… - szepnął. Po moich plecach przebiegł dreszcz. Poszliśmy za Tomkiem.
W lesie atmosfera była naprawdę przerażająca. Tomek szedł przodem, dalej Adam, który ściskał moją dłoń z całej siły, krok za nim ja, a Patryk wlókł się z tyłu. Był wyczerpany i przerażony. Zatrzymałam się tak gwałtownie, że Adam aż podskoczył.
-Co jest? - spytał Tomek. Patryk wyrównał z nami i też się zatrzymał. Wyglądał jakby miał zaraz zemdleć. Odgarnęłam z jego twarzy jasnobrązową grzywkę i przyłożyłam dłoń do jego czoła.
-On ma gorączkę. Musimy odpocząć. - powiedziałam zmartwiona. Patryk patrzył na mnie nieobecnym wzrokiem.
-Tak chyba będzie lepiej, ale tylko chwilę.
-Tak chyba będzie lepiej, ale tylko chwilę.
-Nic mi nie jest… - odezwał się cichym głosem szatyn - to tylko skutki uboczne…
-Czego? - spytałam. Patryk nagle zaczął kaszleć. Na dłoni, którą zakrył usta, było trochę krwi.
-Ej… stary… co sie…? - spytał zszokowany Adam. Pomogłam Patrykowi usiąść obok dużego drzewa. Był bliski płaczu, panikował.
-Slender… sickness… mam slendersickness… o Boże… - powiedział zakrywając twarz dłońmi. Spojrzałam porozumiewawczo na chłopaków, którzy zdziwieni stali obok.
Na początku nie wierzyłam w to wszystko, co się działo. Tak, przestraszyłam się podczas rytuału, ale cały czas miałam nadzieję, że istnieje logiczne wytłumaczenie tego wszystkiego. Straciłam ją jednak kiedy fabryka zniknęła i znaleźliśmy się w środku lasu. Zastąpiła ją inna nadzieja. Że jesteśmy w lesie ZA fabryką. Jednak ta nadzieja z każdą chwilą słabła. Ten las nie był zbyt duży, w dodatku wiele razy tam byliśmy. Na moich rękach pojawiła się gęsia skórka.
-Czyli… tak właściwie to co…? - spytałam.
-Jak sama nazwa wskazuje… Choroba wywołana przez Slendermana… Mam jej objawy… Cholera… Zostawcie mnie… On i tak mnie dorwie… - powiedział ze łzami w oczach. Był przerażony, a ja zaczynałam mu współczuć.
-Na razie mam tylko objawy pierwszego stadium… czyli mnie tylko obserwuje… ale znając życie niedługo się pojawi.
-Nawet nie myśl o tym, że cię tu zostawimy. Pamiętasz? Lojalność to nasz kanon. - powiedział zmartwionym głosem Tomek.
Był idealnym liderem. Zawsze, kiedy działo się coś złego, stawiał bezpieczeństwo innych ponad swoje życie. Był życzliwy, tolerancyjny, rozsądny, troskliwy. Nawet dla tych, którzy wszystkich doprowadzali do szału. Pamiętam jakby to było wczoraj, kiedy dołączyłam do sekty. Tomek podszedł do mnie i podał mi rękę. Nigdy nie zapomnę tego szczerego uśmiechu, serdecznych, błękitnych oczu. Byl przystojny, to fakt. Czarne ubrania, które nosił, nie pasowały do blond włosów i delikatnej urody, a za razem podkreślały je. Mimo, że urodą dorównywał Adamowi, to w moim chłopaku było coś, co sprawiło, że wybrałam właśnie jego. Coś w charakterze, czego nie potrafię nazwać.
Był idealnym liderem. Zawsze, kiedy działo się coś złego, stawiał bezpieczeństwo innych ponad swoje życie. Był życzliwy, tolerancyjny, rozsądny, troskliwy. Nawet dla tych, którzy wszystkich doprowadzali do szału. Pamiętam jakby to było wczoraj, kiedy dołączyłam do sekty. Tomek podszedł do mnie i podał mi rękę. Nigdy nie zapomnę tego szczerego uśmiechu, serdecznych, błękitnych oczu. Byl przystojny, to fakt. Czarne ubrania, które nosił, nie pasowały do blond włosów i delikatnej urody, a za razem podkreślały je. Mimo, że urodą dorównywał Adamowi, to w moim chłopaku było coś, co sprawiło, że wybrałam właśnie jego. Coś w charakterze, czego nie potrafię nazwać.
Nagle rozległ się kolejny krzyk Kingi. Zerwałam się z miejsca i zaczęłam biec w stronę, skąd było go słychać.
-Agata! Wracaj! - krzyknął Adam, ale nie zareagowałam. Biegłam zdesperowana w stronę mojej przyjaciółki. Chciałam ją uratować. Chłopcy wstali i pobiegli za mną, ale nie mogli zostawić Patryka, który ich tylko spowalniał.
Biegłam przez las. Co ja robię… przecież to niebezpieczne… myślałam, ale moje nogi same mnie niosły. Obijałam się o gałęzie, byłam już cała podrapana. Piekł mnie policzek, czułam, że cieknie mi po nim stróżka krwi.
Kolejny wrzask.
Jestem niedaleko… już prawie… trzymaj się Kinga…
Za sobą słyszałam krzyki chłopaków. Kazali mi się zatrzymać, ale ich nie słuchałam, biegłam dalej. Łzy mieszały się z krwią, wpływały do rany na policzku, przez co piekło jeszcze bardziej.
Nagle w coś wpadłam. Coś zwisało z drzewa. Spojrzałam w górę i zobaczyłam moją przyjaciółkę. Na jej brzuchu była przyklejona kartka z napisem ‘’FOLLOWS’’.
-Kinga… - szepnęłam, po czym opadłam na kolana i wybuchłam głośnym płaczem.
* * *
Hej :)
Zaczęłam pisać rozdział, ale po chwili zorientowałam się, że nie mam weny. Chciałam go jednak dokończyć, więc męczyłam się kilka godzin. Mam nadzieję, że mój wysiłek się opłacił :D
Pozdrawiam ^^
Zaczęłam pisać rozdział, ale po chwili zorientowałam się, że nie mam weny. Chciałam go jednak dokończyć, więc męczyłam się kilka godzin. Mam nadzieję, że mój wysiłek się opłacił :D
Bardzo ciekawy rozdział ;)
OdpowiedzUsuń