sobota, 23 stycznia 2016

Rozdział I "Feuxis i Raven"

Hej!
Dzisiaj daję wam pierwszy rozdział mojego książko-opowiadania. Od razu mówię, że pisałam je już dawno, jakieś dwa lata temu i nie jest skończone. W każdym razie kilka dłuugich rozdziałów ma. Nie przedłużając, zapraszam do czytania :D

Enigne to planeta położona miliardy lat świetlnych od Układu Słonecznego. Przypomina Ziemię, ale jest mniejsza i nie jest tak zniszczona przez mieszkańców, pomimo tego, że jest starsza. Jej fauna i flora są niesamowite, rośliny są niebiesko-purpurowe, a dzikie stworzenia na ogół dość łagodne.      
    Zamieszkujące ją istoty są podobne do ludzi, ale różnią się od nich kilkoma szczegółami. Nazywają siebie Korwanami. Są to stworzenia szczupłe, z dużymi oczami, najczęściej zielonymi, purpurowymi lub czarnymi. Kobiety mają długie włosy o kolorze zależnym od koloru oczu. Panie o purpurowych oczach mają fioletowe włosy, zielonookie są rude, a czarne oczy szły najczęściej w parze z brązowymi lub czarnymi włosami. Mężczyźni najczęściej mają czarne albo zielone oczy, włosy brązowe lub czarne. Korwanie mają po 4 palce u stóp, piąty był zbędny, więc zniknął w toku ewolucji. Są to istoty silne i wysportowane, zachowują się jak ludzie, z tą różnicą, że są inteligentniejsze. Zajmują się magią, m.in. posiadają umiejętności psychokinetyczne, np. telekinezę, pirokinezę itp. Mają bardzo dobrą intuicję, więc się na nią często zdają. Lubią ryzyko i adrenalinę, przez co często młodzi Korwanie mają kłopoty. Żyją około 150 lat, ale władcy Enigne dożywają nawet 400.
    Kilkaset lat temu królem Korwanów był mag Lathendroth, miał jak przystało na czarodzieja długą brodę i ubrany był w długą, ciemnofioletową szatę z dużym kapturem. Dożył 350 lat. Jego żona miała na imię Illis, była piękną, młodą elfką z wymiaru Terra. Była wysoka, szczupła, miała rude, kręcone włosy do pasa i piwne, hipnotyzujące oczy. Jej ubranie było oczywiście eleganckie. Latherdroth był wyrozumiałym, szanującym swoich poddanych władcą. Tron odziedziczył po ojcu, którego podziwiał za to, że Korwanie go wielbią, więc pragnął go naśladować. Wyszło mu to niesamowicie, bo został zapamiętany jako najwspanialszy król w historii Enigne.
Gdy miał 320 lat, urodziły mu się dwie, cudowne córki. Illis wybrała dla jednej z nich, starszej o 5 minut, bladej dziewczynce o purpurowych oczach i włosach imię Raven. Druga, która odziedziczyła po matce włosy i oczy, które były jeszcze bardziej hipnotyzujące, dostała imię Feuxis. Dorastały w równym tępie, szybko się uczyły przeróżnych kinez. Specjalnością Raven okazała się telekineza, bardzo dobrze szło jej przenoszenie przedmiotów. Feuxis za to dobrze radziła sobie z pirokinezą. Panowała nad ogniem po mistrzowsku, a ponieważ każdy powinien opanować obie kinezy, jedna uczyła drugą. Od razu zaczęły być widoczne różnice pomiędzy dziewczynkami, Raven była poważniejsza i bardziej nerwowa, a Feuxis spokojna i optymistycznie do wszystkiego nastawiona. Nie znaczy to, że nie potrafiła wybuchnąć gniewem. Uwielbiała też kontakty z Korwanami i doskonale ich rozumiała, niestety, jej starsza siostra była raczej samotniczką. Obie były niesamowicie mądre i piękne, co napawało Lathendrotha dumą.
* * *

    Dziewczynki miały już po 5 lat. Pewnego dnia Illis wpadła na pomysł, żeby przeteleportować się do Terry i odwiedzić rodziców i koleżanki. Mieli lecieć całą rodziną, ale Lathendroth miał coś ważnego do zrobienia i niestety nie mógł się z nimi wybrać. Illis zabrała Raven i Feuxis na platformę teleportacyjną i kilka sekund później już ich nie było. Lathendroth przestawił maszynę na wymiar Omnisciens i chwilę później pojawił się w śnieżnobiałym, aż do przesady czystym, prawie pustym pomieszczeniu, był w nim tylko teleport i drzwi. Było tam jasno, ale nie było żadnego źródła światła. Król otworzył drzwi i wszedł do podobnie wyglądającego korytarza, który od pomieszczenia z teleportem różnił się tylko tym, że było w nim ciemniej. Na jego końcu były duże drzwi, przez dziurkę od klucza wypadał tam strumień oślepiającego światła. Mag podszedł do nich i zapukał, a wtedy drzwi się otworzyły. Na środku wysokiego pomieszczenia był stół, na którym stała kryształowa kula. Obok stołu stała wysoka postać w czarnej szacie z kapturem na głowie. Odwróciła się, ale nie było widać jej twarzy, ponieważ kaptur rzucał na nią cień.
    -Witaj, Lathendrocie. Długo musiałam czekać. - odezwała się postać. Jej głos był kobiecy i zamszowy, odbijał się echem w pustym pomieszczeniu.
Była to Wanda, wróżka, doradczyni Lathendrotha, dzięki swojej kryształowej kuli widziała wszystko co się dzieje we wszystkich wymiarach jakie istnieją, a istnieje ich nieskończenie wiele. Potrafiła przewidzieć przyszłość, więc była bardzo ważna dla wszystkich władców. Była nieśmiertelna, potrafiła z umysłem zrobić dosłownie wszystko, m.in. wymazać pamięć i na jej miejsce wstawić fałszywe wspomnienia.
    -Przepraszam cię najmocniej, miałem coś do zrobienia. Więc czemu mnie wzywałaś?
Kobieta zdjęła kaptur ukazując twarz. Była blada, miała niemalże białe włosy i błękitne, duże oczy. Jej ciemne usta z dużą górną wargą mocno konrastowały z jasną skórą.
    -Spójrz. - odpowiedziała kobieta odwracając się do stołu i wpatrując się w kulę.
    Lathendroth podszedł i też na nią spojrzał. Zobaczył kulę ziemską, która powoli się przybliżała. W końcu ujrzał wojnę, która na początku była taka jak w średniowieczu, ale z każdą sekundą stawała się bardziej nowoczesna. W końcu jakiś samolot zrzucił bombę atomową, której wybuch zniszczył ziemię.
-To jest przyszłość Ziemi, jeżeli nikt nic z tym nie zrobi. Ludzie są zbyt głupi na to, żeby zrozumieć, że powinno się żyć w pokoju. Potrzeba kogoś, kto im pomoże, kto zmieni ludzi na tej planecie na lepsze, inaczej zostaniecie sami w swoim wymiarze.
-Co sugerujesz?
-Twoja córka, Feuxis, będzie idealna w tej roli.
    -Że co?! Ja mam wysłać moją pięcioletnią córkę na inną planetę?! Chyba oszalałaś Wando!
    -Nie obrażaj mnie. Dobrze wiesz, że mam rację, ona niesamowicie rozumie innych, poza tym da sobie radę.
    -Ale… Trzeba jej wymazać pamięć…
    -Dokładnie. Nie martw się, ona kiedyś znajdzie przejście do Omnisciens, a wtedy jej pokażę wszystkie jej prawdziwe wspomnienia i wszystko wytłumaczę.
Lathendroth milczał patrząc na białą podłogę. Wiedział, że powinien to zrobić dla dobra swojego ojczystego wymiaru Rerum. Spojrzał w końcu na Wandę i westchnął.
    -No dobrze…
Wróżka go odprowadziła do pomieszczenia, w którym była platforma teleportacyjna i ustawiła teleport na wymiar Terra, bo Lathendroth chciał odwiedzić elfich znajomych.
    Gdy dotarł na miejsce zobaczył tą niesamowitą okolicę, do której przybywał wraz z ojcem. Zawsze tutaj bawił się z elfami, latał na olbrzymich ważkach i drażnił Tigraciptery.
Pewnego razu, gdy sobie spacerował jako nastolatek, zobaczył, jak jeden atakuje jakąś młodą elfkę. Dziewczyna cofała się, aż w końcu uderzyła plecami o ścianę klifu. Mag nie zastanawiając się wskoczył na zwierzę i zaczął nim kierować, niestety go nie słuchało. W końcu rzucił na nie zaklęcie, po czym szybko zeskoczył. Pręgowany drapieżnik w popłochu odleciał zostawiając przerażoną elfkę i Lathendrotha samych.
-Nic ci nie jest? - spytał łagodnie
    -N...nie… dziękuję, uratowałeś mi życie…
    -Drobiazg, znam się na Tigracipterach. Jestem Lathendroth, mag z wymiaru Rerum, planety Enigne. - wyciągnął do niej rękę.
    -A ja Illis… - uścisnęła mu niepewnie dłoń. Tak, wtedy Latherdroth poznał przyszłą matkę swoich córek.
Poszedł do domu swoich teściów, w którym nie był od lat. Kiedy stanął przed bramką, uznał, że niewiele się tam zmieniło. Nadal był tu piękny ogród, a zza niskiego domku widać było drzewa owocowe, na których były dojrzałe kalamistry, jego ulubione owoce, które chodowały elfy. Miał nadzieję, że będzie mógł zjeść choć jednego, więc szybko otworzył bramkę i wszedł na podwórko. Z pośpiechu nadepnął sobie na szatę, co skończyło się upadkiem, a na jego nieszczęście akurat dziadek Raven i Feuxis wychodził z domu. Wybuchnął śmiechem i podszedł do Lathendrotha, po czym podał mu rękę.
    -No, widzę, że się śpieszysz. - z serdecznym uśmiechem spojrzał na niego ojciec Illis.
-Yyy… trochę… - jąkał się Lathendroth
-Czyli nie pomożesz mi nazrywać kalamistrów?
Lathendroth spojrzał mu w oczy z poważną miną, po czym wziął koszyk stojący przy chodniku i ruszył w kierunku sadu, tym razem uważając, żeby się nie przewrócić. Tidor - bo tak miał na imię stary elf - uśmiechnął się i poszedł za nim. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz